Uwaga artykuł zawiera zupełnie zamierzone lokowanie produktu.
W maju 2012 zostaliśmy rodzicami. Nasze dziecko przetrwało okres niemowlęcy, my przetrwaliśmy nocne karmienia, katarki , gorączki i stresy noworodkowe o których (na szczęście) zapomina się z szybkością wprost proporcjonalną do rośnięcia naszego syna. Kto przeżył ten wie.
Młody skończył rok, stał się samobieżny, potem skończył półtora i zaczęło nas nosić. Pierwszy raz w swoim rodzicielskim podróżniczym życiu stanęliśmy przed wyzwaniem w co ubrać małego człowieka na jego pierwsze górskie wyprawy żeby: nie zamarzł w nosidle, miał swobodny zakres ruchów, nie zgrzał się usiłując pokonać swoje pierwsze wzniesienia, mógł sobie usiąść tam gdzie mu się podoba bez konieczności łapania potocznego wilka.
Pierwsze próby zgodnie z przepisem babci na ciepłe rączki zakończyły się niepowodzeniem o tyle że rączki faktycznie były ciepłe, natomiast ilość warstw: body, bluzeczka (bo co dwie bluzeczki to nie jedna), sweterek, ochrona na szyjkę i ocieplaczyk spowodowały że nasz pierworodny przypominał matrioszkę i mniej więcej podobną wykazywał ruchliwość. Puszczony w jednym kierunku leciał tak długo na nieuginających się nóżkach aż upadł i spokojnie czekał aż ktoś go podniesie i skieruje we właściwą stronę. Dodam że nasze dziecko to wyjątkowo cierpliwy egzemplarz.
Recenzja autorstwa Iwony Baturo
Aleksander Lwow
Aleksander LwowZwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później
(Wydawnictwo Bezdroża, Kraków 2013, stron 432)
Poszukiwanie sensu wspinania jest bezcelowe. […] Jest to problem zbyt złożony, zbyt indywidualny (niemal intymny), by można było sensownie i zwięźle się do niego ustosunkować, a ewentualne wyjaśnienie i tak będzie zawsze jedynie połową prawdy. Tej drugiej, ważniejszej połowy, albo sobie nie uświadamiamy, albo też nigdy publicznie jej nie ujawniamy.
Od razu przyznam – książka jest świetna. Wykracza poza schemat „jak to było na wyprawach, w których uczestniczyłem” i proponuje nieskończenie więcej – refleksyjną wędrówkę przez życie himalaisty, który swoje przeżył i swoje przemyślał. Przy okazji wiele można się z tej książki dowiedzieć o historii polskich wypraw i barwnym wspinaczkowym światku. Bo Lwow na pierwszym planie stawia ludzi, z którymi zetknął go los. Stąd cała galeria znajomych i przyjaciół związanych mniej lub bardziej z górami (raczej bardziej) ukazanych w zabawnych i inteligentnych portretach. Jak deklaruje autor – „to jest książka o nich”. Dopiero później o nim samym (co, oczywiście, należy potraktować z dużym przymrużeniem oka).