Cisza Jak Ta "Rozsypaniec"
Stachuriada w Grochowicach co roku jest jednym z pierwszych wydarzeń muzycznych w sezonie wakacyjnym. Miłośnicy piosenek, poezji i prozy Edwarda Stachury spotykają się na grochowickiej polanie, w okolicy, w której poeta pisał swoją książkę Siekierezada. W brew pozorom akcja tej powieści nie toczy się w Bieszczadach, ale właśnie tutaj, w głogowskich lasach. W ubiegłym roku zagrały zespoły: Raz Dwa Trzy, Trzy Dni Później i Lubelska Federacja Bardów.
W tym roku organizacja imprezy stanęła pod znakiem zapytania - w wyniku powodzi zabrakło głównego organizatora, Gminy Kotla. Miłośnicy Stachury podjęli jednak pospolite ruszenie i sami przygotowali spotkanie. Odbyło się ono w zaplanowanym wcześniej terminie 25-26 czerwca 2010. Ciągłość Stachuriad została zachowana :-) Nie zabrakło także koncertu artystów przy ognisku, wśród muzyków zagrali obiecujący młody wykonawca, Antoni Kamiński oraz Radosław Książek.
Szczegółowa relacja z tego wydarzenia oraz galeria zdjęć dostępne są na stronie Stachuriady - stachuriada.pl/grochowice2010.php.
To już 25 lat, odkąd odszedł od nas Wojtek Bellon. Zmarł on 3 maja 1985 roku w jednym z krakowskich szpitali, uśmiercony przez niewyobrażalną bylejakość ówczesnej służby zdrowia. Człowiek-legenda zniknął nagle, kończąc jedną z epok poezji śpiewanej.
Można jednak odnieść wrażenie, że Wojtek nadal żyje. Przecież zbudował sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Wokół wciąż unoszą się dźwięki jego muzyki i strofy wierszy. My w dalszym ciągu śpiewamy o Bukowinie, o Skrzydlatej Pieśni i o Domu. Ani trochę nie zgasła idea wspólnych spotkań przy gitarze i wędrówek.
Nuta z Ponidzia
Niemal każda ogniskowa gitara przyjęła choć raz na siebię Nutę z Ponidzia, piosenkę o ojczyźnie Wolnej Grupy Bukowiny. Dla geograficznie niezorientowanych - to taki skrawek ziemi pomiędzy Kielcami a Krakowem, rozciągnięty wokół Buska-Zdroju, Wiślicy i Pińczowa. Magiczne miejsce, w którym wiosna co roku wybucha feerią kolorów, niesamowite połączenie mroków średniowiecza z przyrodniczymi osobliwościami.
Poniżej przedstawiam opracowanie Nuty z Ponidzia. Być może uda się Wam dzięki niemu łyknąć trochę bellonowskiego klimatu w zaciszu własnych domów. Przy okazji zapraszam do obejrzenia unikalnego "teledysku" z 1977 roku, stworzonego na potrzeby studenckiej FAMY.
Tekst i jedyne słuszne chwyty
Nuta z Ponidzia
(sł. i muz. Wojciech Bellon)
a F E a F E
Polami, polami, po miedzach, po miedzach1 Po błocku skisłym2, w mgłę i wiatr Nie za szybko, kroki drobiąc Idzie wiosna3, idzie nam Idzie wiosna, idzie nam Rozłożyła wiosna spódnicę zieloną Przykryła błota bury błam4 Pachnie ziemia ciałem młodym Póki wiosna, póki trwa Póki wiosna, póki trwa Rozpuściła wiosna warkocze kwieciste Zbarwniały łąki niczym kram5 Będzie odpust pod Wiślicą6 Póki wiosna, póki trwa Póki wiosna, póki trwa Ponidzie wiosenne, Ponidzie leniwe Prężysz się, jak do słońca kot Rozciągnięte na tych polach Lichych lasach7, pstrych łozinach8 Skałkach słońcem rozognionych9 Nidą w łąkach roziskrzoną Na Ponidziu wiosna trwa Na Ponidziu wiosna trwa Na Ponidziu... |
a F G C7+ d7 G C7+ h7 E7 a G6 F7+ G a G e E a F E (a F E) h7 E7 h7 E7 h7 E7 |
Przypisy:
1 Tradycje rolnicze na Ponidziu sięgają tysięcy lat, każdy skrawek ziemi jest tam zajęty pod uprawy. Niektóre rezerwaty stanowią wręcz wysepki pomiędzy zaoranymi pasami gleb. Szlaki turystyczne prowadzą najczęściej miedzami i wiejskimi drogami.
2 W tym roku miałem wątpliwą przyjemność zasmakowania turystyki w nadnidziańskim błocku. Ludzie osiedlali się w tych stronach nie bez powodu - chcieli wykorzystać szalenie żyzne gleby, czarnoziemy gęste i tłuste jak masło. W rezultacie idąc miedzą podczas deszczu można zapomnieć, że buty odzyskają kiedyś swój kolor.
3 Wiosna na Ponidziu to temat-rzeka. Tutejsza przyroda jest pod wieloma względami niezwykła, co potwierdza liczba rezerwatów florystycznych. Małe zadrzewienie powoduje, że niższe piętra roślinności mają sporo do powiedzenia.
4 Błam to podobno termin zaciągnięty z kaletnictwa, oznaczający zszyte ze sobą kawałki skóry.
5 Łąki na Ponidziu definitywnie mają czym barwnieć. Zazwyczaj pierwiosnki, miłki i mlecze przeplatają zieleń traw żółtymi kwiatami.
6 Wiślica to prastare miasto, dawna stolica plemienia Wiślan. To właśnie tu miał się odbyć chrzest pogańskiego księcia, na długo przed 966 rokiem.
7 Długa obecność człowieka nad Nidą spowodowała ogromne ubytki w zalesieniu, skupiska drzew są tu wręcz rarytasem.
8 Łozina to gatunek wierzby.
9 Mowa tu o skałach zbudowanych z gipsu krystalicznego. Gips ten, widziany pod odpowiednim kątem, odbija promienie słońca, zupełnie jak metaliczna powierzchnia. Warto wspomnieć o tym, że Ponidzie jest mocno eksploatowanym gipsowym zagłębiem. Budując w Polsce dom pewnie nieświadomie umieszczacie w nim cząstkę krainy Bellona.
Grzegorz Pietrzak (chorynawyobraznie.blogspot.com)
IV Musica Poetica już za nami. Oczywiście było fantastycznie jeżeli chodzi o poziom wykonawców, publiczność dopisała - jedynym mankamentem okazała się obsługa techniczna kawiarni -ale to kolejna nauczka jaką dostałem , odnośnie organizowania imprezy. Przegląd otworzył mały Antek z dwoma utworami prezentowanymi już wcześniej na MP : "Zima" i "Się". Po małym Antku wszedł na scenę wielki Łukasz, czyli Łukasz Jemioła. Tak jak o sobie mówi tak jest w istocie: jego repertuar to blues, folklor miejski, piosenka międzywojenna - niesamowita mieszanka, jedyna w swoim rodzaju. Jego dwie autorskie piosenki "Pan Zbyszek" oraz "Pani Halina" pozwalają się domyślać dalszego rozwoju kariery wedle hitchcockowskiej zasady : "zaczynamy od trzęsienia a później napięcie stale rośnie". U Łukasza to napięcie to rozwój artystyczny oczywiście:). Pomimo młodego wieku jest bardzo spostrzegawczym obserwatorem i świetnie puentuje rozmaite ludzkie postawy. Prywatnie super gość. Jest bardzo otwarty i zarazem niezwykle skromny co sprawia, że momentalnie nawiązuje bezpośredni i empatyczny kontakt z publicznością i poza sceną.
Rozpoczynający koncert "Down and out" w jego wersji, tłumaczeniu jest najlepszą wersją jaką słyszałem - podobnie kończący występ "Bal na gnojnej"- pomimo tylu wersji, ta właśnie była również dla mnie najlepsza ze wszystkich które słyszałem. Po Łukaszu wystąpił elegancki, bardzo sympatyczny, ze swoim fenomenalnym głosem Kuba Blokesz. Usłyszeliśmy Nohavice po polsku, zmysłowe "Ja tonę" (której kobiecą wersję później jeszcze przedstawiła Magdalena Lepiarczyk) i na końcu wymuszony przez publiczność "Postmodernizm". Był to absolutny jam session gdyż na gitarze spontanicznie Kubie akompaniował .Łukasz Jemioła! Kuba ma ogromny talent i słuchając go ma się tego świadomość. Nawet "Panie Prezydencie" Daukszewicza, które mnie nieco irytuje - tu wypadło dobrze. Przy tym, znowu, dodatkowa prostoduszność, sympatyczność i nade wszystkim skromność powodują, że Kuby nie da się nie polubić od pierwszego poznania. Po Kubie Blokeszu na scenę wstąpił krakowski bard, bardzo ceniony wśród publiczności MP, Włodzimierz Mazoń wraz ze swoją żoną Renatą Jak zawsze śpiewał o rzeczach prostych i zdaje się najtrudniejszych: byciu razem, porannej kawie , o kalendarzu cierpliwie wiszącym na ścianie. Włodek ma fantastyczny głos, niski, ciepły, jego utwory dodają otuchy i napełniają optymizmem są swoistym życiośpiewaniem a jego 50-tka na karku w pełni to legitymizuje. To wspaniały człowiek, prześwietny bard - szkoda tylko , że jego piosenek nie można usłyszeć w radiu, chociaż puszczali chyba dwa kawałki z Musiki Poetiki w trójce kiedyś! Następnym wykonawcą a właściwie wykonawczynią (jedyną tego wieczoru) była Magdalena Lepiarczyk. Lena przybyła niemalże w ostatniej chwili ale nie wiem czy ktoś mógłby przyjechać szybciej od niej: z Gliwic do Wrocławia w 70 minut (samochodem oczywiście). Kapitalny głos, moc wdzięku sprawiały "że topniały zamki z lodu" i w ogóle powiało wiosną podczas występu Leny . Ogromne wrażenie zrobiła ballada ludowa(?), niestety zapomniałem tytułu. Z kolei piosenka (na bis zresztą też) "Siedzę w Mławie" sprawiła, że na scenę poleciały marynary! Zresztą "marynara" też się "zsunęła"..:) Wypada też zauważyć akompaniatora Magdaleny Lepiarczyk, który dawał z siebie naprawdę wszystko.Następnym wykonawcą był zespół Za Mało Piwa. Jak już sama nazwa wskazuje był to nurt piosenki turystycznej. Jednym z członków był Potas czyli Paweł Konieczny który pełnił też funkcję konferansjera. Chyba jednak się przełamię i zacznę też prowadzić w końcu swoją imprezę:) . Był to moment odprężenia i nawet lekkich tańców:)-gdzie-nie-gdzie. Za Mało Piwa wystąpił w oryginalnym składzie czyli duecie, takich ich słyszałem na W górach jest wszytko co kocham (chociaż obecnie jest to już kwartet). Pierwszym zespołem w liczbie 5 , była formacja Andrieja Kotina: ZENtrum."Chyba znalazłem drogę do domu"- śpiewa Andriej, i jedno jest pewne: Andriej bardzo poważnie szuka i eksploatuje tę drogę. Muzyka Andrieja w świetny sposób łączy jego fascynację Wschodem z jego wschodnim pochodzeniem, mam tu na myśli nie tylko melodyjność utworów, gdzie skrzypce i akordeon jeszcze to wymowniej podkreślają, ale przede wszystkim wschodnią szczerość i zachodni perfekcjonizm (Andriej mieszka na zachodzie Polski i studiuje germanistykę:). Nowy projekt Andrieja jakim jest zespół ZENtrum to naprawdę bardzo interesująca propozycja, ambitna, tajemnicza i malownicza. Następnym wykonawcą był Sławomir Krupka, uliczny performer. Chyba nieco spięty (był to jego sceniczny debiut) ale ciekawy głos. Last but not least był Sławek Nowak. Sławek ma charakterystyczne brzmienie i styl, osobiście bardzo mi się podobał jego występ. Niestety, występ Sławka Nowaka był już mocno utrudniony ze względu na skandaliczną postawę organizatorów, którzy nie dość że wyprosili telewizję sprowadzoną przeze mnie, zaczęli ostentacyjnie porządkować salę to w dodatku zaczęli wpuszczać na salę "towarzystwo" z następnej imprezy po naszej, jaką była...dyskoteka.
Oczywiście umowa od początku była inna ale to jest już taki styl funkcjonowania "Ośrodka".
Tym pesymistycznym akcentem kończę. Z dobrych wieści, wczoraj poznałem akustyka który niedrogo, zrobi mi imprezę, sam jest muzykiem więc wie o co chodzi. Czyli zakończenie jednak optymistycznie:)
Już po raz drugi spotkaliśmy się w Schronisku Głodówka na przepięknie położonej polanie o tej samej nazwie, by otoczeni przez strzelające ku niebu szczyty Tatr, zatopić się przez 3 dni w atmosferze Muzycznej Zohyliny. Tegoroczna edycja miała bardzo różnorodny charakter. Pierwsza część (ta bardziej śmieszna) odbyła się w Domu Ludowym w Bukowinie Tatrzańskiej, natomiast wieczorne koncerty tradycyjnie już na scenie przy Schronisku Głodówka. Wśród wykonawców znaleźli się: Lubelska Federacja Bardów, Agnieszka Rumież z zespołem, Lao Che, Harlem, Psiocrew, Małżeństwo z Rozsądku i Carrantuohill.
Jak widać, skład wykonawców był bardzo urozmaicony i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Największe tłumy ściągnęły na piątkowy koncert, w którym główną rolę odegrał zespół Lao Che. W Domu Ludowym odbywały się występy kabaretów: Dno, Nołnejm oraz Hrabi, które rozbawiły publiczność do łez. Wśród imprez towarzyszących można było załapać się na darmowy gulasz po góralsku serwowany przez Teatr Kulinarny, warsztaty sceniczne prowadzone przez Stefana Brzozowskiego oraz warsztaty fotograficzne, nad którymi pieczę objął Zygmunt Besler. Po raz pierwszy podczas tegorocznej edycji Muzycznej Zohyliny odbył się Konkurs Piosenki Różnej. Mamy nadzieję, że te parę słów zachęci Was do wzięcia udziału za rok w kolejnej, trzeciej już edycji Muzycznej Zohyliny. Do zobaczenia! (Tutaj można obejrzeć zdjęcia z koncertów (autorami są Lilinka i Coolmax).