"Edward Stachura z muzyką Sylwka Szwedy" - pod takim tytułem Sylwek Szweda na nowej edycji swojej autorskiej strony www zamieścił piosenki do słów E. Stachury, stworzone przed 1993 włącznie. Zbiorek został opatrzony taką oto intrygującą okładką. 15 utworów w formacie mp3 można pobrać tutaj - http://www.sylwek.efbud.com.pl/www/php/listmedia.php?category=folder¶m=10&numbers=on&sort=track.
Bartek Zgorzelski
Bartek Zgorzelski wśród wykonawców zaproszonych do udziału w koncertach "W górach jest wszystko co kocham" zajmuje szczególne miejsce - bo choć sam nie śpiewa (na koncertach) to jest ich, jeśli można tak powiedzieć stałym i ważnym filarem. Jako konferansjer stworzył swój własny i niepowtarzalny styl, bardzo doceniany przez zapraszanych artystów, jak i zgromadzoną na sali publiczność. Można śmiało powiedzieć, że bez jego budowania atmosfery na koncertach byłyby one o wiele uboższe i mniej ciekawe. Trudno nam dziś wyobrazić sobie koncerty "W górach..." bez Bartka. Warto dodać, że jako jedyny konferansjer był z nami w każdym mieście do którego zawitał Projekt.
Zdjęcie w nagłówku: Ziuta
Impreza nazywa się Edward Stachura - wzrusza, porusza, inspiruje i jest II częścią cyklu Spotkania z literaturą niepokorną.
Program wygląda imponująco - rozłożony jest na kilka tygodni - imprezy będą się odbywać w środy 15.09., 22.09. i 29.09. - i w czwartek 30.09. Środek tygodnia, na szczęście dla studentów to jeszcze wakacje :-)
Program jest dostępny na głównej stronie Stachuriady (stachuriada.pl).
Po zakończeniu ostatniego dnia bydgoskich imprez w czwartek, warto wybrać się do oddalonego o 70 km Aleksandrowa Kujawskiego, gdzie już dzień później - 1 października - rozpoczyna się Biała Lokomotywa - czyli doroczne jesienne spotkania na progu domu rodzinnego Edwarda Stachury w Łazieńcu (dziś Łazieniec jest dzielnicą Aleksandrowa Kuj.).
Program Białej Lokomotywy również w najbliższym czasie powinien pojawić się na stronie Stachuriady, warto tymczasem zajrzeć na bialalokomotywa.pl.
Zdjęcie pochodzi z czasopisma Waria i Mazury wydanie z 30.04.1983 - E. Stachura w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Iławie. Fot. Czesław Wasiłowski
Przyczyn jest kilka, raz że zapiski są niejednolite. Nieraz prowdzone w różnych językach, fragmenty o walorach literackich przenikają się z notatkami w bieżących sprawach. Część zapisków ma też charakter zbyt osobisty. Zeszyty poprzetykane są różnymi wycinkami, kartkami, rysunkami.
O zapiskach, zwanych zeszytach podróżnych miłośnicy Stachury mogli słyszeć nieraz. We fragmentach zapisków Stachury opublikowanych w 1982 w 5. tomie Poezji i prozy pod zbiorczym tytułem Miłość czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie Michała Kątnego zaśpiewana, wypłakana i w niebo wzięta przez edwarda stachurę znaleźć można taki fragment.
- Napiszę jeszcze tylko jedną książkę. Potem już nigdy więcej nie będe pisać. Ale tę jeszcze napiszę. Chcę napisać.
- Chcesz napisać?
- Tak, chcę. Ona jest prawie gotowa. Mam może dziesięć zeszytów zapisków i notatek. Tylko usiąść i przepisywać. To będzie niezwykła książka. Nic się nie dzieje. Żadnej akcji. Fabula rasa. Bohater idzie drogą i głośno ze sobą rozmawia. Są całe białe miejsca pomiędzy partiami jego monologu, ćmierć stronicy, pół, niekiedy cała stronica, niekiedy półtorej, bo nie mówi do siebie bez przerwy, tylko co jakiś czas, a raczej co jakąś przestrzeń, którą pokonuje. W pewnym miejscu nawet mówi o tym, tak mówi: "Tak sobie idę drogą i głośno ze sobą rozmawiam. A gdybym tak napisał taką książkę o tym, jak sobie idę droga i głośno ze sobą rozmawiam. To byłaby taka książka, w której by było dużo światła, dużo białego, dużo białych miejsc pomiędzy poszczególnymi partiami mojego do siebie mówienia, bo przecież nie mówię bez przerwy, to znaczy co krok, tylko co ileś tam kroków, co ileś tam metrów, co 20, co 50, co 100, a niekiedy co kilkaset metrów. I te odstępy to by były w książce te białe miejsca pomiędzy stronami. Ewentualny czytelnik takiej książki mógłby w tych miejscach pisać swoje uwagi, swoje myśli [...]" Więc to wszystko, co tu mówię, powiedziałby w tej książce narrator, byłaby to jedna z partii tej książki, jeden z jego do siebie monologów.
Notatki do tej nienapisanej książki powstawały od 1966 roku, kryją się w dziennikach Stachury, obok wielu wielu innych zapisków. Pierwszy tom dzienników już w październiku. Będzie obejmował wybór z okresu 1956-1973.
źródło zdjęcia: Stachuriada.pl
Żeby Nie Piekło
Skład zespołu: - Lidka Pernak "Rolka" - Jula Graczyk - Patrycja Jakubiak "Pata" - Michał Renc - Krzysiek Cłapiński - Dominika Malik - Rafał Tomczyk "Profi" |
Dyskografia: - Powroty (2006) |
MP3: Modlitwa Szeptane spojrzenia Do Neptuna Szczęście |
Zespół, którego historia sięga roku 2003 pracuje właśnie nad swoją pierwszą w pełni autorską płytą. Jest laureatem kilku przeglądów (w tym festiwalu wrocławskiego, z 2007 roku). Pieśni tej grupy o niejednoznacznej nazwie są pełne życia i energii. Potrafią zaczarować zarówno swoją melodyką, jak i pełnymi pogody i optymizmu tekstami. W instrumentarium oprócz tradycyjnych instrumentów pojawia się także trąbka, oddana wiernie metodą „paszczową”. Ciekawostką jest również przedstawicielka płci pięknej grająca na gitarze basowej. Od 2009 roku zespół związany jest z projektem „W górach jest wszystko co kocham”, a jego piosenki w nagraniach studyjnych można znaleźć na VII.cz. składanki z cyklu pod tym samym tytułem.
Zdjęcie w nagłówku, Wrocławski Przegląd Kultury Studenckiej, Wrocław 15.11.2008, fot. Ł. Pompa
Na Bani
Skład zespołu: - Maria Michalska - Agnieszka Rybak - Magdalena Snarska - Iwona Trojanowska - Bartłomiej Adamczak - Krzysztof Gardulski - Tomasz Fojgt - Tomasz Nalikowski - Agnieszka Sroczyńska |
Dyskografia: - Nad poziomem morza (2007) |
MP3: Poezja (Wrocław, IV 2004) Rozstanie Sponad kufla piwa Święty Wędrujemy Wóz (Rzeszów 2007) Życzenia |
Trójmiejska grupa muzyczna od kilkunastu już lat ciesząca uszy bądź to przygodnych górskich turystów zasiadających do literackiej wieczerzy przy kominkach schronisk, bądź koneserów poezji ubranej w starannie utkane nuty zebranych w salach koncertowych. Finezyjne wiersze Tomasza Borkowskiego zespół stroi w dźwięki z lekkością, nadając im ponadczasową wartość, a słuchaczom - radość odkrywania niuansów muzyczno-słownych, co sprawia, że nawet po wielokrotnym odsłuchaniu piosenki grupy Na Bani nie potrafią się znudzić. Całości dopełnia niezwykle rozbudowane instrumentarium zespołu, co w połączeniu z pięknymi partiami wokalnymi stanowi prawdziwą ucztę literacko-muzyczną dla słuchaczy.
Z Bartkiem i Tomkiem (Na Bani) rozmawia Apolinary POlek
- Skąd się znacie jako zespół?
- B: Trzon zespołu Na Bani stanowi Tomek Borkowski wraz ze mną. Poznaliśmy się na studiach, wspólnie zaczęliśmy jeździć w góry. Okazało się, że oprócz materii, którą studiowaliśmy, mamy też zamiłowania artystyczne. Tomek jest obdarzony talentem literackim i plastycznym, który jednak – jak twierdzi – zaniedbał, ja zaś param się graniem na różnych instrumentach i tak się odnaleźliśmy w naturalny jakby sposób. Jeździliśmy w Beskid Niski. Do dnia dzisiejszego jest on nam bliski. Gros tekstów Tomka osadzone jest właśnie w tych realiach. Poznawaliśmy też wtedy Harasymowicza, który również bardzo umiłował te zakątki.
- Jak powstawały wasze utwory?
- B: Dużo z nich powstawało w czasie sesji. Mieliśmy system wspólnego uczenia się, ale nie chciało nam się uczyć, więc poświęcaliśmy ten czas na coś przyjemniejszego – na pracę twórczą. Szliśmy przez studia równo – razem zdawaliśmy albo oblewaliśmy różne rzeczy, wspólnie repetowaliśmy. W pewnym jednak momencie Tomek pozostał na roku, ja zaś poszedłem wyżej.
- A obecnie? Ile prawdy jest w tej obiegowej opinii, że piosenka turystyczna powstaje w górach?
- T: Jest różnie. Na przykład piosenka „Dożywocie gór”, która stała się dosyć popularna, powstała w chatce w Polanach Surowicznych w Beskidzie Niskim, w ciągu jednego dnia. W tym przypadku jest to prawda. Co do większości piosenek – my mieszkamy akurat nad morzem, więc tam też większość tekstów i muzyki powstaje.
- W górach są w sumie ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie i pisanie.
- T: Oczywiście! Człowiek wraca po całym dniu zmęczony i nie ma czasu ani ochoty zabierać się za pracę twórczą. Chyba, że uprawia tzw. „turystykę piwną”, co nam się też zdarza i w naszej nazwie jest to uwidocznione explicite. Wtedy siedzimy dosyć długo w jednym miejscu.
- Jak trafiliście na „W górach jest wszystko co kocham”?
- B: Nie byliśmy nigdy jakimś regularnym zespołem. W pewnym momencie nasze kontakty urwały się z powodów życiowo-rodzinnych. Ja współpracuję też z innymi zespołami. Jestem w ogóle perkusistą.
- O!
- B: W tej chwili gram w zespole Mordy.
- A jaki to gatunek?
- B: Trudno powiedzieć. Mówimy na to „off roots” – poza korzeniami. Jest to muzyka dość synkretyczna – i rock, i jazz, i jakieś etno, i folk, trans... muzyka w dużej mierze improwizowana. W każdym razie, między innymi przez współpracę z innymi zespołami, moje kontakty z Tomkiem osłabły. Do czasu, kiedy pojechaliśmy znowu razem w góry. Tomek zabrał mnie na Polany Surowiczne i tam nastąpiło pewne niebywałe spotkanie. Nie byłem tego świadkiem, bo poszedłem już spać. Tomek siedział sam w izbie na dole. Musisz wiedzieć, że miał on zwyczaj pozostawiania swoich tekstów w kronikach. Około północy przyszła pewna grupa, która wróciła z Ukrainy. Jeden z członków gromady spojrzał na Tomka i mówi: „My się nie znamy, ale chciałbym ci coś zaśpiewać”. I zagrał mu piosenkę „Dożywocie gór” – do takiego właśnie pozostawionego kiedyś w kronice tekstu. Był to Wojtek Szymański.
Potem Wojtek zaczął organizować cyklicznie spotkania „W górach jest wszystko co kocham” i pamiętał o nas. To zmobilizowało nas do tego, żeby poważniej podejść do własnego grania. Zaczęliśmy poszukiwać nowych muzyków. Spotkaliśmy wtedy Tomka Nalikowskiego, Magdę Snarską i wielu innych. Jesteśmy składem dość dynamicznym, ciągle się rozwijamy.
T: Kiedyś grupa zakończyła już nawet działalność. To spotkanie Wojtka Szymańskiego w górach utrzymało ją przy życiu. Teraz działa znacznie prężniej niż wtedy, bo wtedy byliśmy totalnymi amatorami i nawet wstyd było słuchać tego, co było grane. - A gdzie poza koncertami „W górach...” można was usłyszeć?
- T: Ostatnio właściwie rzadko, ponieważ zespół jest prawdziwie „wolną grupą”, tak jak Bukowina i w zasadzie zbiera się okazjonalnie na tego typu imprezy.
- Ludzie mówią, że piosenka turystyczna już nie istnieje. Jak wy odnosicie się do tego miana?
- B: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jeżeli jednak to, co grała na przykład Wolna Grupa Bukowina jest, było, piosenką turystyczną, to jak najbardziej piosenka turystyczna istnieje, chociażby przez nasze granie, czy Dom o Zielonych Progach...
T: My jesteśmy nawet w main stream’ietego pojęcia, bo to, co uprawiamy to jest klasyczna piosenka turystyczna. Śpiewamy o górach, chodzimy po górach, więc to nie jest tylko teoria. Wszystko wypływa z tego, co sami przeżyliśmy. - Z tego wniosek – piosenka turystyczna ma się dobrze.
- T: Myślę, że tak. Po tego typu imprezach widać, że coraz lepiej nawet. Jakiś czas temu rozmawiałem z liderem innego gdańskiego zespołu, znacznie bardziej znanego niż nasz, Słodkiego Całusa od Buby. Twierdził on wtedy, że koncerty Całusa zbierają około setki, może dwustu osób. W związku z tym sceptycznie odnosiliśmy się do organizacji koncertu w Gdańsku. Potem okazało się, że na te koncerty przychodzi ponad dwieście osób, nawet trzysta i atmosfera jest...
- Słodki Całus gra teraz nieco inną muzykę.
- T: Teraz może tak, choć oni też dość długo w tym main stream’ie pozostawali. Natomiast niechętnie odnoszę się do tego, co się za piosenkę turystyczną czasem uznaje. Występują niekiedy zespoły z zestawem perkusyjnym, klawiszami, zelektryfikowanymi gitarami i to ma się nazywać piosenka turystyczna? Nie wiem. Dla mnie piosenka turystyczna to jest taka, którą można wykonać w górach, zupełnie w partyzanckich warunkach, a nie coś, co wymaga całego tabunu ekipy technicznej i odpowiednich warunków.
Wrocław, 23 XI 2003 r.
Małżeństwo z Rozsądku
Skład zespołu: - Piotr Denisiewicz - Adam Kalus - Andrzej Kalus - Robert Leonhard - Andrzej Schneider - Jarosław Spałek |
Dyskografia: - U źródeł tęsknot (1998) - Wszystkie inne strony (2001) - Hotelik spóźnionych miłości (2005) - Labirynt wspomnień (2008) |
MP3: - Spóźnione nadzieje |
Małżeństwo z Rozsądku to grupa ze sporym już stażem scenicznym. Obecnie w składzie ogólnopolskim. Jej korzenie jednak pochodzą z Pyskowic - z czasem członkowie zespołu rozjechali się po całym kraju. Ma na swoim koncie cztery autorskie płyty, na kórych przeważają utwory z gatunku poezji śpiewanej
i nastrojowe ballady.
Zespół przez ponad 15 lat istnienia zdążył już wypracować swój niepowtarzalny styl. Łączy liryzm z dynamicznymi aranżacjami, eksperymentuje w kierunku przełamania stereotypowej, nostalgicznej i przeintelektualizowanej piosenki poetyckiej. Nie ucieka przy tym od ważnych tematów – jak na małżeństwo przystało motywem przewodnim utworów jest dojrzała, pełna rozczarowań ale i prawdziwa miłość.
W swoich tekstach grupa czerpie zarówno z klasyki literatury współczesnej (Leopolda Staffa, Bolesława Leśmiana, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej), jak i z twórczości młodych poetów (Mirosława Ostrycharza, Arkadiusz Kobusa, Wiesławy Kwinto-Koczan).
Grupa Pelton
Skład zespołu: - Bartosz "Pelton" Zalewski - Jarek Fojgt - Agnieszka Biniek - Tomek Jarmużewski |
Dyskografia: - W drodze do marzeń Składanki: - W górach... cz. IV |
MP3: Dopóki Jak wiatr Wietrze |
Zespół obecnie niestety w zawieszeniu, przez co rzadko, dający się usłyszeć na żywo. Założony przez Bartka „Peltona” Zalewskiego oraz Tomka Jarmużewskiego. Wyciszona osobowość sceniczna Bartka i jego poetycka wrażliwość plus aranżacyjna sprawność Tomka oraz profesjonalizm towarzyszących im muzyków, zaowocowały jednymi z najwybitniejszych utworów spod znaku „W górach jest wszystko co kocham” - czego dowodem fakt, że często słychać je przy ogniskach na szlaku. Efektem tej współpracy jest doskonała płyta – szkoda że tylko jedna, jak dotąd.
Z Peltonem rozmawia Apolinary POlek
- Dlaczego nazywasz się Pelton?
- Bo tak mnie nazywali od dzieciństwa. Również rodzina. Nie wiem dlaczego. Nikt nie wie.
- A jak nauczyłeś się grać na tym wszystkim, na czym grasz?
- Sam. Powoli, w różnych stylach muzycznych.
- Od jakiego instrumentu się zaczęło?
- Zaczęło się od akordeonu. Później były klawisze, gitara, perkusja, bas i znowu gitara.
- Już nie grasz na akordeonie?
- Nie.
- Kiedy się poznaliśmy, grałeś na bongosach. Nie słychać ich już nigdzie...
- Nie mam za bardzo gdzie grać i chyba nie najlepiej mi to wychodzi.
- A co wychodzi ci najlepiej?
- Nie wiem co mi najlepiej wychodzi. Nie jestem w stanie tego określić.
- To dlaczego akurat gitara i bas w tej chwili?
- Nie wiem. Bas jakoś zawsze mnie kręcił, a gitara – jeszcze bardziej.
- Jakie predyspozycje do muzyki, którą grasz, są najważniejsze?
- Zdecydowanie poczucie rytmu, tempa.... wiele. Wyobraźnia muzyczna...
- A jeżeli chodzi o piosenkę poetycką i turystyczną?
- Wydaje mi się, że jedyne, co różnicuje ten styl to wrażliwość wykonawcy i ludzi, którzy tego słuchają. Powinni być obdarzeni większym stopniem wrażliwości.
- Jak trafiłeś w krąg tych ludzi?
- Hmm... Chyba przypadkiem, ale sam już nie wiem jak to było. Przez SDM generalnie, niestety.
- Czemu „niestety”?
- Teraz już jakoś nie podchodzi mi nie tyle ich muzyka, ile to, co się dzieje wokół nich.
- W takim razie, jeśli dużo szumu działoby się wokół ciebie, odszedł byś od tego?
- Raczej nie. Jestem w stanie postawić się w ich sytuacji i zrozumieć, natomiast niekoniecznie muszę to lubić.
- Czy gdybyś miał nieograniczoną ilość czasu, jeździłbyś na wszystkie imprezy związane z tą piosenką? Czy masz jakieś wybrane?
- Jeździłbym jak najwięcej. Może nie na wszystkie, ale na pewno na te, które są już przeze mnie sprawdzone.
- Na przykład?
- Zdecydowanie Szklarska (Giełda Piosenki w Szklarskiej Porębie – przyp. POlek), Bazuna, Yapa... trudno powiedzieć co jeszcze. To są, powiedzmy, największe standardy.
- Na ile jest ważna dla ciebie muzyka jako taka, w oderwaniu od tekstu?
- Wydaje mi się, że w muzyce są moje emocje. Dzięki niej mogę odzwierciedlić to, co czuję. To się tyczy również słów.
- Często porównujesz się z innymi wykonawcami i autorami?
- Raczej nie. Widzę czasem podobieństwa, ale są one zupełnie przypadkowe. Zazwyczaj dostrzegam je już po fakcie. Nie staram się na nikim wzorować. Czasami łapię jakieś pomysły, zagrywki, czy coś w tym rodzaju, ale chyba tylko podświadomie. Nie wykorzystuję.
- A czy kręcą cię wyścigi, jakimi przecież są konkursy?
- Wydaje mi się, że powinna następować równowaga pomiędzy wyścigiem i walką o jakieś tam miejsca a wspólnotą tych, którzy przyjeżdżają, dobrą zabawą i generalnie kontaktami z ludźmi, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.
- Czy tak jest na którymś konkursie, w którym brałeś udział?
- Generalnie chyba na wszystkich. Z tym, że nie wśród wszystkich wykonawców.
- Czy chodzisz po górach?
- Ba! Pewnie!
- A gdzie szczególnie?
- Wszędzie gdzie są góry, a najbardziej Beskidy, Tatry i Sudety.
- Czy masz jakieś ulubione miejsce, gdzie spędzasz tam czas?
- Na pewno jest kilka miejsc. Są porozrzucane po różnych górach.
Wrocław, 22 XI 2003 r.
Przez cztery miesiące sporo się zmieniło, więc znowu POlek rozmawia z Peltonem.
- Najpierw grałeś z Brzmieniem Ciszy, potem z Brzmieniem Ciszy i jako Pelton, potem grałeś tylko jako Pelton, a teraz jako Pelton i Szfagruff Hur. Jak to było, co i dlaczego?
- Z Brzmieniem Ciszy skończyłem współpracę jesienią. Później była chwila samotności, a w końcu postanowiliśmy z kilkoma przyjaciółmi stworzyć formację specjalnie na Yapę.
- Brzmienie Ciszy nie odpowiadało ci klimatem?
- Nie, po prostu wydawało mi się, że współpraca powinna ulec zakończeniu. Tak po prostu.
- Na płycie Brzmienia ukazało się kilka twoich wspaniałych piosenek. Mam nadzieję, że nie skażesz ich na zapomnienie?
- Na razie od nich odpoczywam. Nawet nie dlatego, że zrezygnowałem ze współpracy z Brzmieniem Ciszy. Chyba mam przesyt tymi piosenkami. Myślę, że kiedyś jeszcze je wspomnę.
- Jako solista radziłeś sobie nieźle – nagrody, wyróżnienia itd... I co? Źle brzmiało? Nie podobało się?
- Lubię występować z większą ilością osób. Z kilkoma. Takie brzmienie mi się bardziej podoba.
- Szfagruff Hur jest grupą przyjaciół?
- Tak. Formacją grupy przyjaciół.
- Jeden tylko nowy człowiek się w tej formacji pojawił...
- To Żołnierz. Reszta to Łukasz z grupy Na Bani i Tomek Jarmużewski (Zgórmysyny).
- I to taki zespól na chwilę? Co planujecie?
- Nie wiem. Nic nie planujemy. Będziemy sobie razem grywać przy okazji.
- Twoje piosenki?
- Chyba tak. Na pewno.
- O co by cię tu jeszcze zapytać...
- Nie pytaj. :-)
- Przyznałeś się ostatnio konferansjerowi do swojego nazwiska. Czy to jest jakiś krok ku rozsławianiu rodu?
- Nie, zupełnie nie. To przypadkiem wyszło, nawet nie wiem dlaczego użyli go zamiast mojej ksywy.
- ...która nie wiadomo skąd się wzięła.
- Już wiem skąd się wzięła.
- O!
- Ostatnio siostra powiedziała mi, że „Pelton” wziął się z czasów dzieciństwa, kiedy bawiliśmy się razem. Wymyślały z naszymi kuzynkami obcojęzyczne imiona dla wszystkich. Nikt nie wiedział jak nazwać mnie, jako że nazywam się Bartosz. Postanowiły więc, że Bartosz w jakimś tam obcym języku będzie brzmiał Pelton.
Łódź, 13 III 2004 r.
Zdjęcie w nagłówku: Pluszcz & ChickuBasia Beuth
MP3: Z deszczu słów kałuże dźwięków (YAPA 2009) |
Mieszka w Opolu, ale pochodzi z Rudy Śląskiej. Na scenę studencką wkroczyła przebojem, zdobywając GrandPrix festiwalu YAPA 2009 i I nagrodę w konkursie wykonawców na Wrocławskim Przeglądzie Kultury Studenckiej (w listopadzie 2008). Swoje autorskie piosenki wyśpiewuje mocnym i pełnym głosem, podbijając serca kolejnych słuchaczy. Niespotykana sceniczna charyzma Basi sprawia, że czasem pojawia się ona na scenie w roli konferansjerki. Jej najbardziej znane kompozycje znalazły się na 7. płycie z cyklu "W górach jest wszystko co kocham...".
Zdjęcie w nagłówku: Zbigniew Warzyński (WPKS 2009)